Geoblog.pl    paniczewpodrozy    Podróże    Afryka po raz pierwszy    Guet N'Dar i greater Dakar
Zwiń mapę
2011
13
lis

Guet N'Dar i greater Dakar

 
Senegal
Senegal, Dakar
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7337 km
 
Dzisiejszy dzień spędziliśmy bardzo pracowicie. Wstaliśmy o wschodzie słońca i razem z Ballą ruszyliśmy na podbój Guet N’Dar. Wymaga wyjaśnienia, że St.Louis składa się zasadniczo z trzech części – historycznie najnowsza część miasta to położony na lądzie stałym u brzegu rzeki Senegal Sor. Obecnie Sor to przede wszystkim dzielnice przemysłowe i handlowe. W objęciach Senegalu leży druga część miasta – wyspa N’Dar z piękną kolonialną architekturą (obecnie jej część poddawana jest renowacji, głównie przez Europejczyków, którzy kupują tu nieruchomości pod działalność hotelarską i tym podobną), od której zasiedlenia przez Francuzów w 1659 roku datuje się początki miasta. Trzecia część St.Louis to położony pomiędzy rzeką a oceanem półwysep Langue de Barbaria. Znaczną jego część zajmuje Guet N’Dar, stanowiąca miasto w mieście wioska rybacka, której społeczność od wieków rządzi się swoimi prawami. Guet N’Dar z jej ogromnym nabrzeżem i kolorowym targiem rybnym była zasadniczym celem naszej wycieczki do St.Louis. Jeśli tylko jesteście w stanie znieść natrętny zapach suszących się ryb, rybich wnętrzności, mułu i ogólnego rozkładu to naprawdę polecamy wizytę w porcie. Takiego zgiełku, jaki panuje tu około ósmej rano, kiedy rybacy wracają z nocnego połowu próżno chyba szukać w innych portach. Mężczyźni z ogromnym wysiłkiem wyciągają wielkie drewniane malowane ręcznie w wymyślne wzory czółna na brzeg. Błyskawicznie dobiegają do nich dzieci, kobiety z miskami, wiadrami, skrzynkami. W mgnieniu oka rozpoczyna się wielkie sortowanie, ryby sprzedawane są od razu na miejscu. Jednocześnie też smaży się je i grilluje. Jak spod ziemi wyrastają drobni handlarze napojów i wszystkiego co do takiej ryby mogłoby pasować. Wśród całego tego rejwachu pewnie szybko byśmy zginęli, gdyby nie Balla, który w mgnieniu oka wkupił się (dosłownie) w łaski miejscowych niemówiących w żadnym dostępnym dla nas języku. Swoją drogą bardzo byli zdziwieni, że nie mówimy w Wolof – do następnego razu bezwzględnie musimy się w tym zakresie podszkolić. Dodam, że na targu w niewielkiej Sebikoucie zostałam prawie sprzedana miejscowym w zamian za ryby, a pewna starsza pani koniecznie chciała mi wnętrze dłoni i końcówki palców pomalować czarną farbą. Bardzo mnie ciekawiło co też ma znaczyć taki malunek, ale pani władała tylko Wolof i ciężko nam się było dogadać. Pan z jednego ze straganów dał nam swoje namiary, w razie czego, jakbym jednak chciała tu zostać na dłużej, to najwyraźniej chętnie przygarną mnie do swojej społeczności.Sebikoutę do Dakaru, naszego dzisiejszego celu podróży, dzieli już tylko jakieś pół godziny drogi. Pod tym wszakże warunkiem, że nie zmierza się do stolicy w niedzielne popołudnie podobnie jak chyba połowa jej mieszkańców wracających ze wsi, wakacji, odwiedzin rodzinnych i tym podobnych. Korek na wjeździe do miasta był prawdziwie europejski. Nieeuropejska była tylko temperatura, bo żar się lał z nieba straszliwy, cienia brak i klimatyzacji w naszym mercu też. Smażyliśmy się więc w tym popołudniowym słońcu podziwiając ocean i wspomagając lokalny handel obnośny, to znaczy panie oferujące wodę w woreczkach, mandarynki i prażone orzeszki nerkowca (wybraliśmy orzeszki, bo wody mieliśmy całe szczęście pod dostatkiem). Po dwóch godzinach w korku dotarliśmy na lotnisko, gdzie mieliśmy odebrać samochód z wypożyczalni i z niekłamanym żalem pożegnaliśmy się z Ballą. Mamy głęboką nadzieję, że jeszcze kiedyś spotkamy tego przemiłego człowieka. Ach, zupełnie bym zapomniała. W dordze na lotnisko Balla pokazał nam potężny, górujący nad miastem pomnik renesansu Afryki wzniesiony nakładem 80 bilionów CFA (650 CFA = 1 euro). Pomnik rzekomo jest najwyższym pomnikiem na świecie, został wzniesiony za pieniądze senegalskich podatników i naprawdę jego pomysłodawca, projektant i budowniczowie osiągnęli szczyt. Bo to doprawdy szczyt megalomanii, żeby wydać w taki sposób tyle pieniędzy w tak ubogim kraju jakim jest Senegal. Balla jest oburzony. My też. Tym bardziej, że wczoraj dowiedzieliśmy się, że hałdy śmieci, którymi zasypane jest St.Louis to wynik strajku sektora śmieciowego, któremu państwo winne jest już bilion CFA. Smieciarze domagają się wypłaty w gotówce, państwo gotówki nie posiada i jest pat. A wystarczyło pomnik z nieco mniejszym rozmachem stawiać...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
magdah
magdah - 2011-11-14 09:08
Haha w Indiach nie ma żadnego strajku, bo i pewnie sektor śmieciowy nie istnieje, ale efekt ten sam...
Pozdrowienia z Moskwy ( -1 st C)
 
Nel
Nel - 2011-11-14 18:52
Właśnie Wielcy Podróżnicy wyruszyli do Drezdenka, najpierw spróbowaliśmy różnych herbat. Możesz być spokojna Olu, tatuś przeżył, aczkolwiek faktycznie dość zmęczony....
 
 
zwiedzili 10% świata (20 państw)
Zasoby: 135 wpisów135 414 komentarzy414 1187 zdjęć1187 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
17.12.2015 - 10.01.2016
 
 
18.06.2014 - 19.07.2014
 
 
26.04.2013 - 10.05.2013