Po wizycie w Kernave mieliśmy według pierwotnych założeń jechać już na Łotwę, jakoś tak jednak wyszło, że postanowiliśmy zahaczyć jeszcze o Szawle i udać się na słynną Górę Krzyży. Do samego Szawle zdecydowaliśmy się zajechać będąc jakieś kilkanaście kilometrów od miasta, kiedy to w naszym super przewodniku wyczytałam, że w barze mlecznym w Szawle podają najlepsze w kraju cepeliny. To przeważyło, a żadne z nas nie pomyślało o tym, że bar mleczny w sobotę późnym popołudniem to już może być zamknięty. Tak naprawdę to żadne z nas nie pomyślało, że jest sobota. I że jest późne popołudnie też nie. Czas ostatnio stał się dla nas pojęciem bardzo dalekim. No więc była sobota i stanęliśmy przed osławionym barem mlecznym o godzinie 16.17 po czym wyczytaliśmy z kartki na drzwiach, że bar zamknął swoje podwoje siedemnaście minut temu. Niepowetowana to była strata dla Remika, a że nie znaleźliśmy w Szawlach żadnego innego lokalu, który wyglądałby jak lokalna jadłodajnia i nie podawałby pizzy/kebabów/hamburgerów etc. to skończyliśmy z kilogramem truskawek z ulicznego straganu. Przeszliśmy się ulicą Wileńską (ponoć najbardziej reprezentacyjną ulicą miasta) i zaszliśmy do Kościoła św. Piotra i Pawła (gdzie natknęliśmy się na trzeci z rzędu dzisiaj ślub). Do pałacu Chaima Franka, koło którego przejeżdżaliśmy wcześniej, już nam się zajść nie chciało, bo zrobiło się późno i ogarnęło nas lekkie zniechęcenie. Szawle nieszczególnie nam się podobało. Za to Góra Krzyży, to już zupełnie inna sprawa. Szczerze mówiąc jadąc tam nie spodziewałam się, że zrobi na mnie takie wrażenie. I chyba trzeba tam stanąć pod tymi wszystkimi krzyżami, zobaczyć ich ogrom i odczytać pojedyncze intencje, żeby zrozumieć, dlaczego w ogóle warto tam przyjechać. A warto naprawdę, nawet jak się nie jest zagorzałym katolikiem.
Ten wpis dodajemy już z Łotwy, siedzimy na kempingu w okolicach miejscowości Bauska (camping Nameji, 2 os+namiot+samochód za straszną cenę 7 euro), obserwujemy sobie zachód słońca, delektujemy się jeszcze litewskim serem i popijamy nederburga. Na całym kempingu trzy samochody, cisza, spokój. Koło nas przyczepa z portugalskimi numerami, ale póki co nikt się z niej nie wynurzył. Myślimy sobie z lekką zazdrością, że ci to dopiero mają za sobą kawałek drogi :)