Ze Sztokholmu kierowaliśmy się na zachodnie wybrzeże skuszeni wizją świeżych atlantyckich krewetek, krabów i langustynek. Jako przystanki w drodze na zachód wyznaczyliśmy sobie Orebro i Lidkoping. W Orebro, w centrum miasta, na wyspie na rzece Svartdn wznosi się piękny XIII wieczny zamek. W zamku działa niewielkie lokalne muzeum. Po zwiedzaniu można wpaść w przepastne ramiona biskupa - obok działa pub The Bishop Arms, w którym zdaje się przesiadywać pół miasta. W leżącym nad jeziorem Wener Lidkoping zwiedzaliśmy głównie fabrykę porcelany Rorstranda (wraz z muzeum i przyfabrycznym outletem). Na rynku w Lidkoping stoi śliczny drewniany ratusz, w którym mieści się informacja turystyczna i kawiarnia. W kawiarni mają pyszne ciastka i jedyny problem jest taki, że mają okropnie dużo rodzajów i trudno jest dokonać wyboru. Niektórzy ciastka wypływali w jeziorze. Innym było za zimno, chociaż tak obiektywnie, to woda cieplejsza niż w polskim Bałtyku :)
Tak btw, podróżując przez Szwecję odkryliśmy, że najtańszym i najpewniejszym sposobem na przerwę na kawę w drodze jest zatrzymanie się w Ikei. Te wspaniałe szwedzkie przybytki usytuowane są przy głównych drogach wylotowych chyba w każdym większym mieście. Jest zatem ogromna szansa, że będą akurat przy naszej drodze. Kawa i bułka z cynamonem (dość przeciętne, ale zjadliwe, na stacjach benzynowych dają czasem gorsze, a tu chociaż wiadomo czego się spodziewać) to koszt 5 koron. Na stacji benzynowej trzeba zapłacić 5 do 10 razy tyle. Jedziemy więc sobie i jak zaczyna nam się robić sennie, albo głodno, albo toaleta by się przydała - wypatrujemy Ikei. Przy okazji na nieco dłuższym postoju nabyliśmy szklanki i 3 butelki soku jabłkowego, co łącznie stanowiło zestaw do przywiezionej jeszcze z Polski żubrówki (to taka informacja dla Zubka ;).