Na nasz ostatni dzień w Stambule pozostawiliśmy sobie przysłowiową wisienkę na torcie czyli Topkapi Sayari. Chcąc ominąć największy tłok oczywiście stawiliśmy się przed bramą pałacu w godzinie jego otwarcia. Udało nam się połowicznie, za nami zdażały już bowiem pierwsze grupy zorganizowane. Zanim zalała nas fala zwiedzających zdążyliśmy we względnym spokoju obejrzeć zbiory skarbca, wśród nich przykuwający uwagę 86 karatowy diament, pięknie oprawiony w złoto i otoczony mniejszymi diamencikami - według opisu klejnot został znaleziony przez biednego rybaka i sprzedany jubilerowi za trzy łyżki, następnie jubiler oprawił i sprzedał klejnot Sułtanowi, do którego doszły wieści o cennym kamieniu i który zapragnął mieć go w swojej kolekcji. Cóż, ów jubiler zapewne nieco zarobił na tej transakcji. Ze skarbca udaliśmy się do niewielkiego meczetu znajdującego się na drugim dziedzińcu pałacu, obeszliśmy sobie podcienie, zwiedziliśmy Sanktuarium Płaszcza Proroka ze zbiorem cennych dla Muzułmanów relikwii (najwięcej było strzępków bród kolejnych proroków, nieco mniej zębów...), kolekcję ubiorów kolejnych sułtanów (rozmiary strojów były powalające), wystawę malarstwa, na którą składały się głównie portrety sułtanów rzecz jasna oraz zbrojownię, po czym wracając ze zgrozą zobaczyliśmy co najmniej 100 metrową kolejkę do skarbca... Szczerze mówiąc nawet wiedząc, jakie cuda w tym skarbcu się kryją, chyba nie zdecydowalibyśmy się na jego zwiedzanie, gdybyśmy mieli tak bitą godzinę stać w pełnym słońcu w takiej kolejce. Obawiając się podobnych tłumów w haremie obeszliśmy najpierw pozostałą część kompleksu, w tym prześliczne pawilony Bagdadzki, Tarasowy i Letni. Harem - istny labirynt pokoi i korytarzy przepięknie zdobionych i o niewątpliwym uroku zwiedzaliśmy już niestety przepychając się przez dzikie tłumy. I tak było warto.
Z informacji praktycznych - obecnie wstęp na teren kompleksu Topkapi kosztuje 25 TL, osobno płatne jest wejście do Haremu (10 TL), nie pobiera się już opłaty dodatkowej za zwiedzanie Skarbca. Dodać trzeba, że Harem w zdecydowanej większości przeszedł renowację i został ponownie otworzony dla zwiedzających dopiero w czerwcu tego roku. Zdecydowanie warto dołożyć te dziesięć lir i zwiedzić jego wnętrza, w zdecydowanej większości pokryte od podłogi po samo sklepienie kolorowymi szkliwionymi kaflami dekorowanymi najróżniejszymi wzorami, glównie motywami roślinnymi. Prace renowacyjne trwają jednak nadal między innymi w pomieszczeniach kuchennych i niestety nie udało nam się zobaczyć podobno bardzo bogatego zbioru ceramiki, w tym pochodzących z najróżniejszych stron świata serwisów składanych w darze kolejnym Sułtanom. W pałacowej kolekcji znajduje się ponoć nawet serwis podarowany Sułtanowi Abdulhamidowi I przez króla Stanisława Augusta. Niestety nie udało nam się go zobaczyć, może jeszcze kiedyś tu zawitamy i wtedy nam się uda.
Na zwiedzaniu Topkapi Sarayi kończy się nasz pobyt w Stambule, albowiem po pożywieniu się potężną porcją borka (dość tłuste ciasto yufka nieco podobne do ciasta francuskiego albo greckiego ciasta filo zawijane jest z różnymi nadzieniami - ja wybrałam borka z serem i szpinakiem, Remik z mięsem - przed podaniem sieka się je na małe kawałki) i zaspokojeniu pragnienia ayranem - bardzo dobrym miejscowym jogurtem - zebraliśmy swoje rzeczy z hostelu i udaliśmy się na lotnisko Ataturka.