Cały czwartkowy dzień spędziliśmy w Dogubeyazit i okolicach poruszając się w nieco zwolnionym tempie wywołanym świadomością, że na trekking na Ararat przyjdzie nam tu czekać do sobotniego poranka. Po raz pierwszy odkąd rozpoczęliśmy naszą podróż spaliśmy do oporu, a potem leniwie wygrzebywaliśmy się z łóżka przez dobrą godzinę. Skutkiem powyższego w drogę do Ishak Pasa Sarayi wybraliśmy się oczywiście wtedy, kiedy słońce najbardziej pali. Wzniesiony pod koniec XVIII wieku pałac Ishaka Paszy wznosi się majestatycznie na jednym ze wzgórz okalających miasto. Z centrum Dogube do pałacu jest jakieś 5 kilometrów, przy czym znaczną część drogi pokonuje się pod górę. Można oczywiście bez żadnego problemu dojechać do pałacu taksówką lub dolmuszem. Ponieważ jednak czasu mieliśmy akurat dość podreptaliśmy do góry pieszo, przy okazji oglądając mijane po drodze Eski Beyazit czyli stare Dogubeyazit, którego mieszkańcy zostali w latach 30-tych ubiegłego wieku przymusowo wysiedleni po nieudanym kurdyjskim powstaniu.
Jak przeczytaliśmy w przewodniku Ishak Pasa Sarayi od połowy XIX wieku służył za koszary tureckiej armii i stopniowo popadał w ruinę. Dobiła go jednak ostatecznie dopiero rosyjska okupacja. W 1917 roku Rosjanie zdemontowali piękne złote wrota prowadzące do kompleksu i obecnie można je podziwiać w petersburskim Ermitażu. W latach 60 XX wieku rozpoczęto w kompleksie prace renowacyjne. Są one prowadzone do dziś i wydaje się, że obecnie zostały one zintensyfikowane. Dość duża część pałacu jest niedostępna dla zwiedzających. Mimo to pałacowe wnętrza robią wrażenie. Na wewnętrznym dziedzińcu można podziwiać piękne reliefy zdobiące portale i niewielki grobowiec. Spore wrażenie robi również sala jadalna i biblioteka. Niestety wszystko to pokrywa obecnie dość szpetny nowoczesny dach z pleksi i obawiamy się, że nie jest on jedynie tymczasową konstrukcją. Oby jednak był. Po zwiedzeniu kompleksu obejrzeliśmy jeszcze znajdujący się nieco powyżej pałacu maleńki cmentarz, meczet oraz ruiny starej urartyjskiej twierdzy wznoszącej się na skałach górujących nad pałacem.
Późniejszym popołudniem wybraliśmy się jeszcze na małą objazdową wycieczkę z grupą, która zeszła dziś z Araratu. Trasa prowadziła krętą i malowniczą szutrową drogą pośród wzgórz z przystankami - pierwszym na obejrzenie domniemanego miejsca spoczynku Arki Noego i drugim przy kraterze po meteorycie. Z całej tej wycieczki największe chyba zainteresowanie wzbudziła turecko - irańska granica, przy której przejeżdżaliśmy w drodze do krateru. Krater okazał się sporą i niezbyt interesującą dziurą w ziemi otoczoną zasiekami. Aby się do niego dostać trzeba było minąć kilka posterunków wojskowych. Zostaliśmy pouczeni, że zdjęcia wolno robić tylko "do dziury" bo to teren wojskowy. Co się stało z meteorytem, który wyrył krater, nie wiemy.