Uciekając z tonących w deszczu Helsinek obraliśmy kierunek na Savonlinnę, a gdzieś w okolicach Lahtii pomimo tego, że deszcz złośliwie przybierał na sile postanowiliśmy pokazać mu gest Kozakiewicza i mimo wszystko zajechać do Ristinny, a dokładniej zobaczyć znajdujące się jakieś 20 km za samym miasteczkiem słynne pochodzące sprzed ponad 5.000 lat malunki naskalne w Astuvansalmi. Do Astuvansalmi można dojechać z Ristiiny drogą numer 4323 (przy głównej drodze dobre oznakowanie), z parkingu do skały jest jakieś 2,5 - 3 km spacerem. To znaczy tyle jest, jak się pójdzie w dobrym kierunku, bo zaraz za parkingiem idzie szersza dróżka prosto i wąska ścieżynka odbijająca w lewo, przy której stoi co prawda strzałeczka z jakimś napisem po fińsku, odbiegającym od nazwy malunków i jakoś tak się stało, że zlekceważyliśmy tę tabliczkę i poszliśmy prosto, skutkiem czego spacer wydłużył nam się łącznie do jakichś 10 km, ale za to najedliśmy się poziomek i nazbieraliśmy grzybów na kolację, przemoczywszy przy okazji buty, bo było nieco bagniście a deszcz uparcie padał. Sama ścieżka do malunków jest bardzo przyjemna i ciekawa widokowo, po drodze umieszczone są tabliczki z opisami roślinności niestety wyłącznie w języku fińskim. Sama skała - cel tej wędrówki - jest naprawdę imponujących rozmiarów i opada niemal do lustra jeziora (pod skałą znajduje się maleńka przystań, można zapewne do skały również dopłynąć). Wyraźnie widać na niej rysunki przedstawiające ludzi i zwierzęta, łodzie i odciski dłoni. Chętnie byśmy zamieścili jakieś zdjęcia, ale tak lało, że nawet nie zabraliśmy ze sobą aparatu. Tak czy inaczej, warto było się przejść. Na nocleg wylądowaliśmy na campingu w Puumali, pięknie położonym nad samym jeziorem i to w dodatku nad największym z fińskich jezior - jeziorem Saima. Rozbiliśmy się nad samym brzegiem, a w nocy nie mogąc spać przez wściekle bębniące w namiot krople zastanawiałam się, czy obudzimy się na brzegu jeziora, czy pływając na jego środku.