Wczesnym rankiem obudziły nas dzikie wrzaski mew i innych ptaszydeł, poza tym słońce grzało ostro i w namiocie zrobił nam się niezły parnik. Ale to dobrze, bo to nas zmobilizowało do wywleczenia się na zewnątrz, a na zewnątrz dzień okazał się piękny. Zrobiliśmy resztkowe pseudo śniadanie, przy którym obiecaliśmy sobie, że dziś będzie dzień szaleństw i degustacji szwedzkiej kuchni w wydaniu restauracyjnym : ) Początkowo chcieliśmy z Docksty popłynąć promem na wyspę Ulvon, ale okazało się, że rozkład promów się zmienił w stosunku do danych, które wyczytaliśmy w przewodniku i prom odchodzi dopiero o 10.15. Jako, że było około 8, a nam wcale nie chciało się czekać zdecydowaliśmy się jechać przed siebie i zatrzymać się gdzieś po drodze na lunch. To gdzieś po drodze wypadło w Sundsvallu. Sundsvall opisywany w przewodniku jako wspaniałe neorenesansowe miasto z bogato zdobionymi kamiennymi domami okazał się miastem całkiem przyjemnym, lecz dosyć sennym. Panie w centrum dość bogato wyposażonej miejskiej informacji turystycznej były dosyć zdziwione naszym widokiem, niemniej jednak były bardzo uprzejme. Na nasze pytanie o miejsce, w którym można tu zakosztować specjałów szwedzkiej kuchni uprzejmie zdziwiły się jeszcze bardziej i odpowiedziały, że oni, Szwedzi, to gustują raczej w kuchni francuskiej i mogą nam knajpę francuską wskazać. Albo dobre sushi. Na takie dictum postanowiliśmy radzić sobie sami i poszliśmy tam, gdzie po prostu było pełno. Wypadło na Svenssona, w którym jako dagens ratt Remik uraczył się niewątpliwie szwedzkim klopsem z sosem z borówki, a ja zdegustowałam pieczonego ziemniaka z typową szwedzką sałatką z krewetek. Jedzenie było całkiem niezłe, do tego bar sałatkowy i kawa, cena nie zabijała jak na tutejsze warunki, byliśmy więc usatysfakcjonowani. Posileni ruszyliśmy do Uppsali.
Uppsala to jedno z najstarszych miast Szwecji. To tutaj w drugiej połowie XIII wieku założono pierwsze w Szwecji arcybiskupstwo i rozpoczęto budowę katedry, która do dzisiaj jest największą tego typu budowlą w Szwecji. W 1477 r. w Uppsali ufundowano także pierwszy w kraju uniwersytet – to tu wykładał między innymi słynny botanik Karol Linneusz.
Do Uppsali dotarliśmy wczesnym popołudniem, zatrzymaliśmy się na godnym polecenia campingu Fyrishov (120 koron), skąd do centrum miasta mieliśmy tylko około kilometra. Uppsala oczarowała nas w mgnieniu oka. To jedno z tych miast, które dosłownie tętnią życiem i z pewnością duże znaczenie ma tu fakt, że niemal jedna trzecia jego mieszkańców to studenci tutejszego uniwersytetu. Ludzie są otwarci, serdeczni i bezinteresowni. Wystarczy zatrzymać się na chwilę z mapą w ręku, a już znajduje się ktoś, kto pyta, czy potrzebna nam pomoc. Miasto jest gwarne, nad przecinającą jego centrum rzeką Fyris w gorący dzień wszyscy szukają ochłody, w parku Linneusza dzieciaki kąpią się w fontannie, a dorośli grają w bule. Ogródki niezliczonych knajpek, restauracji i barów pękają w szwach. Tłem dla całej tej ponadprzeciętnej witalności jest miasto, w którym dosłownie czuje się oddech wieków. Być może to zasługa katedry, która góruje nad całą zabudową. Jej strzeliste wieże są widoczne z każdego chyba punktu miasta. Katedra, której budowa trwała niemal dwa stulecia robi spore wrażenie z zewnątrz, dopiero jednak po wejściu do środka można się poczuć prawdziwie oszołomionym.
Z polskich akcentów nadmienimy, że w katedrze spoczywa między innymi Katarzyna Jagiellonka. A w pobliskiej gigantycznej uniwersyteckiej bibliotece Carolina Rediviva spoczywa między innymi zrabowany z Braniewa podczas szwedzkiego potopu zbiór prac Kopernika i jego księgozbiór. Bogatsi o tę wiedzę poszwendaliśmy się po mieście, wygrzaliśmy w parku Linneusza, wdrapaliśmy po milionie chyba schodków z parku do uppsalskiego zamku, zakupiliśmy szereg dóbr konsumpcyjnych z przeznaczeniem na jutrzejsze śniadanie, a nadto dżem z maliny moroszki, na który w Finlandii pożałowaliśmy pieniędzy. Z tego wszystkiego zrobiło się upiornie późno, nie skorzystaliśmy więc już z internetu, a to był błąd, albowiem okazało się, że w Sztokholmie, do którego wybraliśmy się dnia następnego ku naszemu zdziwieniu o net nie jest wcale łatwo.