Zeszłego wieczora dotarliśmy do Bohuslanu – tak nazywa się szwedzkie wybrzeże atlantyckie leżące na północ od Goteborga. Niektórzy mówią, że posiada ono „najbardziej norweską” linię brzegową w całej Szwecji. Rzeczywiście, w głąb lądu głęboko wcina się tu morze, tworząc kilku – kilkunastokilometrowe fiordy. Brzegi są kamieniste, miejscami dosyć wysokie, rozciąga się z nich piękny widok na dziesiątki mniejszych i większych wysepek. Zatrzymaliśmy się na campingu w Kungshamn, niedaleko wyspy Smogen, słynnej z połowów krewetkowych. Leżące na wyspie miasteczko Smogen ma atmosferę tętniącego życiem nadmorskiego kurortu, trochę tylko mniej tu kolorowych jarmarków i blaszanych zegarków, a zamiast namiotów z chińszczyzną przy deptaku znajdziemy raczej sklepiki z całkiem niezłymi artykułami do dekoracji wnętrz w stylistyce marynistycznej :). (a chińszczyznę, jakby ktoś bardzo chciał znajdziemy w głębi miasteczka w sporych rozmiarów baraku). Na wodzie unoszą się łódki, nabrzeże jest pełne ludzi, wzdłuż deptaku multum kawiarenek, małych knajpek i większych restauracji. Wszędzie czuć zapach przyrządzanych ryb i owoców morza. W niektórych restauracyjkach można wybrać sobie konkretny kawałek ryby czy innego jakiegoś żyjątka, które następnie szybko zostanie nam przyrządzone.
Leżące tuż obok Kungshamn to niemal odbicie wyspowego Smogen. Takie same kolorowe drewniane domki, przystań, łódka, zapach portu, z którego nadal kutry wypływają na nocne i poranne połowy. Tłumy trochę mniejsze i przez to jeszcze tu przyjemniej. Prosto z rybackiego kutra zakupujemy kilogram langustynek z nocnego połowu, pakujemy naszą zdobycz do samochodowej lodówki i wyprawiliśmy się do Uddevalli. Uddevalla to stolica Bohuslanu – wizytujemy tu muzeum regionalne (wstęp bezpłatny), żeby dowiedzieć się czegoś o tym kawałku Szwecji. Zbiory może nie powalają, a opisy częściowo nie są przetłumaczone na język angielski, ale warto tu zajrzeć, jak ma się Uddevalę po drodze. Udajemy się także do malutkiego muzeum Skalgrubsbankar. Jak napisano w naszym przewodniku znajdujące się w Uddevalli pokłady muszlowców są „atrakcją geologiczną na światową skalę”. Jedziemy więc je zobaczyć. Światowej skali atrakcja sprowadza się do kilku wzgórz zbudowanych z pokruszonych muszli. Utworzono tu niewielki rezerwat, dosyć smutno położony przy ruchliwej drodze relacji Goteborg – Oslo. Same wzgórza robią wrażenie takie sobie, żeby nie powiedzieć, że nie robią jakiegokolwiek wrażenia, ale maleńkie muzeum jest całkiem sympatyczne i można się tam napić kawy :)
W Uddevali namierzyliśmy system bolaget i do langustynek dokupiliśmy białe wino. Tu nawiązyjąc do komentarza Zubka małe wyjaśnienie. System bolaget to szwedzka państwowa sieć sklepów monopolowych mająca monopol na sprzedaż napojów o zawartości alkoholu powyżej 3,5%. Pewien nasz szwedzki znajomy narzekał swego czasu, że sieć system bolaget nie jest zbyt gęsta. We wszechwiedzącej Wikipedii wyczytaliśmy, że wedle stanu na 2007 r. w całym kraju sklepów monopolowych było niewiele ponad 400. Systemy w piątki czynne są bodajże do 18, w sobotę do 14, a w niedzielę w ogóle. Jak więc ktoś nie zdąży ze zrobieniem zapasów, albo źle obliczy moce przerobowe, to ma kłopot. Z cenami alkoholu wbrew powszechnie u nas panującego przekonania nie ma aż takiej tragedii. Oczywiście są wyższe niż u nas, ale różnica nie jest tak powalająca jak np. przy cenie chleba. Przykładowo, powszechnie u nas dostępne wino Jacobs Creek, które kosztuje w polskim markecie ok 25 zł w szwedzkim system bolaget kosztuje jakieś 35 zł. Cena bochenka świeżego chleba wynosi ok 20 zł, czyli jakąś czterokrotność ceny polskiej. Wniosek – lepiej tu pić niż jeść.
Z Uddevalli udaliśmy się do Falkenbergu słynącego z łososiowej rzeki Atran. Mieliśmy pewne trudności ze znalezieniem wolnego miejsca na campingu, bo tu szczyt sezonu, pogoda piękna, weekend się zaczyna i Szwedzi masowo wylegli nad morze. Udało się jednak, rozbiliśmy się i bardzo przyjemnie zakończyliśmy dzień langustynkową ucztą.