Z samego rana, zaopatrzeni w parkową mapę trekkingową, wyruszliśmy eksplorować szlak nr 6 :) Spod siedziby administracji parku drogą na Achalcyche przeszliśmy jakieś 2 kilometry, po czym skręciliśmy w prawo, zgodnie z kierunkiem wskazanym drogowskazem z oznaczeniem "entrance to park". Droga prowadziła pomiedzy wiejską zabudową (chociaż administracyjnie było to nadal Borjomi). Mijani ludzie przyglądali nam się z ciekawością, zostaliśmy obczęstowani śliwkami, a na koniec przyczepiły się do nas dwie małe świnki, które towarzyszyły nam aż do wejścia do parku. Przy wejściu na teren parku jest domek z tablicą informacyjną i szlaban, a kilkaset metrów dalej bariera i oznaczenie szlaku nr 1, który przez kilka kilometrów biegnie tą samą drogą co szlak nr 6. Oznaczenia szlaków są czarno-żółte. Trochę się obawialiśmy jak to z tymi oznaczeniami będzie, gdyż w naszym przewodniku było napisane, że dobrze oznaczona jest tylko trasa nr 1 i informacyjna trasa nr 7, a na pozostałe lepiej zapuszczać się z miejscowym przewodnikiem. Tymczasem trasa nr 6 okazała się być bardzo dobrze oznakowana - jak już się na nią trafi, to raczej nie można się zgubić. Być może od czasu zbierania informacji do przewodnika coś się zmieniło. Pewną niedogodnością jest natomiast to, że tak na trasie, jak i na mapie brakuje szacunkowych czasów przejścia poszczególnych odcinków. Według naszej mapy trasa nr 6 liczyła 13 kilometrów, z umieszczonych na mapie poziomic odczytaliśmy, że startuje się mniej więcej z poziomu 1100 metrów i wchodzi na wysokość około 1800. Przewyższenie nie jest więc duże i spodziewaliśmy się raczej spacerku, ale okazało się inaczej. Trasa bowiem najpierw wiodła niemal płaską drogą, a następnie przy pierwszym zaznaczonym na mapie miejscu piknikowo - biwakowym skręcała w lewo i od tego czasu wąską leśną ścieżką uparcie wiodła dość ostro pod górę nie dając nam chwili wytchnienia. Po jakichś trzech godzinach od wyjścia spod siedziby administracji parku doszliśmy do zbiegu szlaków 1 i 6, gdzie urządziliśmy sobie mały piknik. Na całej trasie spotkaliśmy dwie pary zmierzające szlakiem nr 1 do schroniska Lomitsma. Po zejściu na szlak nr 6 nie spotkaliśmy nikogo. Trasa się za to urozmaiciła - tak jak uprzednio szliśmy właściwie cały czas gęstym lasem, teraz pojawiły się górskie łąki i piękne panoramy. I tak szlismy sobie spokojnie grzbietem, delikatnie tylko schodząc w dół do momentu, kiedy to w dół ni stąd ni z owąd, bez zapowiedzi i ostrzeżenia, zrobiło się spadkiem prawie pod kątem prostym. Za to jak już spadliśmy do doliny, to czekało nas znowu kilka kilometrów całkiem płaskich, głównie po łąkach otoczonych skałami trochę a'la nasze Pieniny, częściowo wzdłuż przyjemneo strumyczka (woda pitna). Przy końcu szlaku znajduje się bardzo fajne miejsce biwakowe, nad strumieniem, z dużą polaną, na której można rozstawić namiot i zadaszonymi stołami z ławami. Podsumowując trasę nr 6 możemy polecić jako jednodniową, całkiem urozmaiconą, spokojną wędrówkę. Nam się podobała i nabraliśmy po niej ochoty na czterodniową trasę nr 2, może następnym razem nam się uda :)
Po zejściu ze szlaku doszliśmy do niedużej wioski, a następnie do drogi na Borżomi. Mieliśmy kilkanaście kilometrów do domu i zgodnie ze wskazaniami pani z informacji parkowej szansę na złapanie marszrutki do Borżomi w ciągu 30 min. Słońce paliło wyjątkowo mocno, a pamiętaliśmy z opisów Marianki, że w Gruzji stopa złapać ciężko. Od niechcenia i z niewielką nadzieją Remigiusz zamachał ręką na pierwszy nadjeżdżający samochód, który zatrzymał się z piskiem opon. Samochodem podróżowało dwóch Azerów :) Usłyszeliśmy pytanie "are you nice people?" i oczywiście zapewniliśmy panów, że a i owszem, po czym w miłym towarzystwie pojechaliśmy do Borżomi. Po drodze panowie wyjaśnili nam, że pochodzą ze wschodniego Azerbejdżanu, tak wychodziło, że mniej więcej spod Teheranu :) Trochę nas to skonsternowało, wszak ewidentnie Teheran stolicą jest Iranu, ale nie chcieliśmy poddaawać uch twierdzeń w wątpliwość. Dowiedzieliśmy się zatem, że na Azerbejdżan składa się Azerbejdżan właściwy, Azerbejdżan wschodni (w Iranie) i Azerbejdżan zachodni (w Rosji). Dziwny jest ten świat ;)
Po powrocie, ponieważ mało nam było spacerów powędrowaliśmy na basen. Pan z informacji powiedział nam, że na terenie parku zdrojowego znajdują się dwa baseny - pierwszy oddalony ok 1 km od wejścia (11 GEL za 5 godzin, 5 GEL za 1 godzinę - spory i w standardzie europejskim basen kryty plus jakieś zjeżdżalnie) i drugi jakieś 2,5 km od pierwszego z wodą leczniczą (0,7 GEL). Mimo późnej godziny postanowiliśmy iść do tego drugiego. Szliśmy i szliśmy, droga wiodła przez las i już powoli zaczynaliśmy się zastanawiać, czy ten basen to nie jakiś lokalny dowcip dla turystów. Dowcip to w istocie był, bo takiego basenu jeszcze nie widzieliśmy :) Nie będziemy opisywać, bo się nie da, wrzucimy zdjęcia. Dodamy tylko, że woda była siarkowa, a zapach niezapomniany. A wracaliśmy po ciemku przez las nieoświetloną drogą. Podsumowując dzień, zrobiliśmy chyba z 30 km i wróciliśmy do namiotu późną nocą. Jutro o poranku wyruszamy do Gori.