Po zgiełku Wenecji postanowiliśmy poszukać ukojenia w cichej poza letnim sezonem turystycznym słoweńskiej Istrii. Wybrzeże słoweńskie ma jedynie 47 kilometrów długości i na tym odcinku zmieścił się Koper - największe miasto słoweńskiego wybrzeża, wg informacji z przewodnika przypominający miasta włoskie, duży i gwarny port morski, Izola - najcichsze z miast słoweńskiego wybrzeża o atmosferze niewielkiej wioski rybackiej, Piran - jak napisano perełka wybrzeża Adriatyku z przepiękną starówką oraz Portoroż - nadmorski kurort ze sztucznie usypaną piaszczystą plażą. Kusiła nas Izola, ale w końcu postanowiliśmy wybrać się do Piranu. Stawiając na wycieczkę krajoznawczą wyłączyliśmy w naszej nawigacji opcję autostradową i ruszyliśmy przez włoskie wsie i miasteczka. Do Triestu szło nam całkiem nieźle, w jego okolicach jednak nasza nawigacja całkiem zwariowała i postanowiła prowadzić nas już zupełnymi opłotkami w efekcie czego opuściliśmy Włochy chyba najbardziej niepozornym przejściem granicznym jakie widzieliśmy do tej pory. Słowenia dość niespodziewanie objawiła nam się za zakrętem i tym sposobem chyłkiem opuściliśmy Italię. Od granicy do Piranu dzieliło nas jeszcze jakieś pół godziny drogi. Zostawiliśmy auto na parkingu w okolicach cmentarza na przedmieścia i ruszyliśmy w kierunku starówki przechodząc przez kolejne bramy miejskich murów. Urocze wąskie opadające w dół uliczki doprowadziły nas do okazałego placu Tartinjev Trg, nazwanego od imienia skrzypka i kompozytora Giuseppe Tartiniego, który urodził się w Piranie, którego dom znajduje się przy tymże placu wraz z pomnikiem wystawionym ku czci artysty. Z placu do niewielkiego portu wiedzie kolejna brama - brama św. Jerzego. Przy wejściu do portu po jego lewej stronie stoi niewielkie choć sympatyczne akwarium (wstęp 8 euro) i muzeum morskie, w którym obecnie wystawiono przepiękną, niezwykle bogatą i naprawdę wartą obejrzenia kolekcję muszli (wstęp 4 euro). Z muzeum wybraliśmy się na spacer spokojną promenadą wzdłuż nabrzeża idąc w kierunku niewielkiego kościółka św. Klemensa. W tym czasie nad pobliskim wybrzeżem chorwackim rozpętała się potężna burza, ale na szczęście pomimo naszych obaw tym razem deszcz minął nas bokiem. Spożyliśmy dość klasyczny ale całkiem smaczny obiad u trzech wdów (uwiodła nas nazwa i menu dnia), po czym udaliśmy się do naprędce odnalezionej na booking.com kwatery - niewielkiego apartamentu z kuchnią, łazienką i tarasem (45 euro za noc za trzy osoby). Podsumowując Piran okazał się przepiękny, a przy tym cichy i spokojny i był dokładnie tym, o czym dzisiaj marzyliśmy. Nie wiemy jak jest w sezonie, ale teraz jest tu naprawdę pięknie.