Około 20.00 suchym kołem wytaczamy się na stały ląd w Rostoku. Nie zatrzymujemy się tu na dłużej, obieramy kurs na Berlin i po raz kolejny doceniamy niemieckie autostrady. Po drodze jakiś przystanek na stacji benzynowej, jakieś roboty drogowe i w końcu przed północą docieramy na wiochę, gdzie czeka na nas już komitet powitalny w osobach Neli i Zubka :) I polska wieś jest, i polski małosolny ogórek i inne również płynne specyjały, bo Neli nalewkowa produkcja w toku.
A rano dobrze jest obudzić się na polskiej wsi, podreptać do ogrodu w nocnej koszuli, napakować do buzi malin, borówek i agrestu. Śliwek narwać, jabłka co w nocy opadły na trawę pozbierać, na śniadanie jak znalazł, będą racuchy. Po południu baśka ma swoje spa, my jedziemy nad jezioro. Oj zdecydowanie wszędzie jest dobrze, ale najlepiej to jest na polskiej wsi. A jak dotrzemy do Szczecina, to napiszemy jakieś małe podsumowanie :)