Pora śniadaniowa zastała nas w zupełnie pustej jeszcze o tej porze dnia cafe batavia. Bardzo świątecznie było. Przywitała nas pani z doczepionymi rogami renifera i Michael Buble (N. byłaby prawdziwie zachwycona). Wypiliśmy kawę, zjedliśmy naleśniki. To było śniadanie w stylu kolonialnym ;) Kosztowało nas więcej niż nocleg, wczorajsza kolacja i taksówka razem, ale liczyliśmy się z tym i nie żałujemy. Oczywiście zwiedziłyśmy damską toaletę. Jej oględziny zostały uwiecznione (magdah: „i koniecznie musicie pójść do łazienki w cafe batavia, to najładniejsza toaleta, jaką widziałam w podróży, poza tym w Jakarcie nie ma nic ciekawego”). Pani trochę dziwnie na nas patrzyła, jak szłyśmy do toalety we dwie i z aparatem. Nie wiemy dlaczego w damskiej łazience wiszą zdjęcia roznegliżowanych pań. Panów jak na lekarstwo. W męskiej toalecie nie byłyśmy, więc nie wiemy co w niej wisi.
Po śniadaniu, jak to zwykle celebryci przechadzaliśmy się po Kocie, pozowaliśmy do zdjęć, udzielaliśmy wywiadów, przyjmowaliśmy podarunki. Wzbogaciliśmy się o trzy pudełka z dość podejrzanym poczęstunkiem, dwa zeszyty, jedną koszulkę, a O. to nawet w batikową marynarkę. Najbardziej oczekiwanym podarunkiem okazały się trzy kubki wody. Nie sposób było tego wszystkiego nie przyjąć. Nie bardzo wiemy co z tym teraz zrobić (błyskawiczne znaleźliśmy zastosowanie tylko dla wody). I w muzeum byliśmy, Bank of Indonesia (wstęp 5.000 rupii). I też pozowaliśmy do zdjęć obok sztabek złota. A potem pozowaliśmy do zdjęć na dworcu. I na lotnisku. Na lotnisku pozowaliśmy do zdjęć przy sztucznej choince. Choinka + Europejczyk w pakiecie, taka świąteczna promocja. Tak sobie piszę siedząc w poczekalni terminalu odlotów krajowych i nawet nie zauważyłam, jak w moim otoczeniu ubyło Europejczyków sztuk dwie. Ewidentnie zostałam porzucona i w pojedynkę zaczynam powoli wzbudzać niezdrową sensację. Prawie już wpadłam w panikę, ale pojawiła się M.
Na lotnisku w Dżakarcie w kiosku z gazetami dział sportowy, na pierwszej stronie lokalnego magazynu Robert Lewandowski. Obok reklama LOTu. Czekamy sobie na lot do Palu. Lecimy osławioną linią Lion Air. Mam nadzieję, że przy lądowaniu nie zderzymy się z żadnym inwentarzem żywym.
uprzedzając protesty - zdjęcia dodamy niebawem :)