Lot do Palu był opóźniony. Spędziliśmy więc na lotnisku dwie godziny więcej. Akurat tyle, ile potrzeba było, żeby nadciągnęły burzowe chmury. Potem trochę turbulencji, pełna iluminacja i wysiadamy na lotnisku w Palu. Na lotnisku jest nawet informacja, ale nieanglojęzyczna, a nawet jak przechodzimy na bahasę to i tak nikt nie wie nic o nocnym autobusie do Tenteny. Późno już trochę, więc decydujemy się na hotel i bierzemy taksówkę (komunikacji publicznej z lotniska brak). Ok 23 trafiamy do hotelu RR, gdzie dostajemy pokój dwuosobowy w dwuosobowej cenie na osoby trzy (400 rp ze śniadaniem), a do tego obsługa wyludnionego już o tej porze obiektu na naszą prośbę przygotowuje nam kolację. Nie jedliśmy od czasu śniadania w cafe batavia.
W pierwszym kontakcie Palu różni się od Jakarty tym, że nie śmierdzi spalinami i starym tłuszczem. O poranku jest tu nawet przyjemnie chłodno (czytaj ok. 25 stopni) i wilgotność powietrza jest wyraźnie mniejsza. Za to są komary w ilości znacznej. Ciekawe ile ich będzie w Lore Lindu.
Rano po śniadaniu (smażony ryż/makaron/ostre pikle/chleb tostowy z holenderską posypką-czytaj czekoladową posypką do tortów/bardzo dziwna brązowa galaretka nie wiadomo z czego raczej nie smaczna/kawa) czekamy na busa do Poso. Dzięki uprzejmości obsługi hotelu nie musimy jechać na bus terminal, bus po drodze zajedzie po nas. No to w drogę :)