Trzy godziny zajęło nam pokonanie 60 km drogi z Tenteny do doliny Bada.Droga przez góry była wąska, kręta, pełną uskoków i osuwisk. Odkąd minęliśmy wodospady jechaliśmy przez pulsujący zielenią tropikalny las deszczowy. Miejscami. Miejscami jechaliśmy przez jego zgliszcza. To naprawdę był wstrząsający widok. Spalona ziemia i zwęglone martwe pnie olbrzymich drzew. Całe hektary ekologicznej katastrofy tuż przy granicy parku narodowego Lore lindu.
W Bada valley odszukalismy sześć megalitów. Naprawdę były warte tego, żeby się tu taki kawał tarabanić. Bez pomocy miejscowego przewodnika większości w życiu byśmy nie znaleźli.Odległość pomiędzy nimi wynosi po kilka kilometrów.Dwa z nich położone są pośrodku pól ryżowych, przy okazji więc mieliśmy okazję zobaczyć różne fazy jego uprawy. Widzieliśmy też plantację goździków, a od jednego z mieszkańców Bomby dostaliśmy trochę goździków z ostatnich zbiorów i owoce kakaowca-nie wiedzieliśmy,że można je rzuc-mają lekko kwaskowaty smak, trochę przypominały mi też mango. Mango już od jakiegoś czasu za nami chodziło i chcieliśmy po nie zajechac na targ, ale zamiast tego zajechalismy do domu naszego kierowcy i dostaliśmy całe wiadro z jego ogrodu. Siedzimy teraz na tarasie naszego hostelu i pochłaniamy ananasa, arbuza i mango w ilościach hurtowych.
Jutro wybieramy się na ryby i plażowanie nad jezioro Poso,a potem mamy nadzieję złapać autobus do Palu.