Jak nam tu powiedziano, jeszcze 20 lat temu w jeziorze Poso żyły krokodyle. Teraz nie ma tu ani jednego, ostatni był widziany jakieś 15 lat temu. Zadziałał strach i prosta logika - albo one, albo my. Dziś w jeziorze pływają już tylko ryby i krewetki - obiekt westchnień europejskich akwarystów. Prawdziwie wakacyjnie spędziliśmy dziś cały dzień nad jeziorem. Pływaliśmy, łowiliśmy ryby, łapaliśmy maleńkie krewetki (wszystkie zdobycze z racji ich niekonsumpcyjnych rozmiarów uwolniliśmy). Gdyby nie to, że woda była słodka byłabym pewna, że jestem nad morzem. Plażowalismy na prawie pustej plaży Siuri jakieś 25 km od Tenteny. Dojazd na nią był nieco utrudniony, bo droga akurat była w remoncie i ledwo uszliśmy z życiem podskakując na naszych motorkach po kamieniach i wertepach jadąc ostro w dół i usiłując się zmieścić między koparką, urwiskiem i skuterami szalonych Indonezyjczyków. Pod górę z kolei nasz motor rzęził straszliwie i dwukrotnie zgasł. Raz mieliśmy też bliskie spotkanie z miejscowym kundlem, które Remik przypłacił obrażeniem i tak już nadwyrężonego Achillesa i w związku z czym po całej wiosce szukaliśmy lodu (z sukcesem). Pies szczęśliwie umknął. Wieczorem w warungu nad jeziorem odbyła się degustacja nietoperza, w której z wiadomych względów nie wszyscy uczestniczyli. Potem pozostawalo już tylko oczekiwać nocnego autobusu do Palu .