Po dwóch nieprzespanych nocach spaliśmy jak zabici i ledwo zdążyliśmy na hotelowe śniadanie. nie mieliśmy w planach zwiedzania Surabayi, wybraliśmy hotel blisko stacji kolejowej Gubeng, żeby szybko i bez problemu wyekspediować się do Banyuwangi. Po śniadaniu powlekliśmy się więc na dworzec i rzutem na taśmę kupiliśmy trzy ostatnie bilety na nocny pociąg do Banyuwangi-biletów na pociąg wcześniejszy już nie było. Następnie w poszukiwaniu kantoru odwiedziliśmy trzy gigantyczne centra handlowe bo na lotnisku w Surabayi byliśmy już tak zmacerowani, że zapomnieliśmy wymienić pieniądze.plus tego był taki, że w centrum handlowym był dużo lepszy kurs (przed wyjazdem wszyscy mówili nam, że najlepszy kurs jest na lotnisku). Tunjungan plaza to z całą pewnością największe centrum handlowe w jakim kiedykolwiek byliśmy. Jest pełne luksusowych butików, na zakupy w których przeciętny Indonezyjczyk nie może sobie pozwolić. my też nie. W obiekcie były dzikie tłumy i z ulgą się z niego wydostaliśmy, kierując się do Hause of Sampoerna - fabryki kreteków, popularnych tu goździkowych papierosów.przy fabryce działa świetne muzeum, w ekspozycji odmiany tytoniu, goździków, trochę o historii firmy i procesie produkcji, przede wszystkim zaś rewelacyjne zdjęcia i wgląd na halę, na której Panie ręcznie skręcają kreteki. Fabrykę naprawdę warto odwiedzić jak już jest się w Surabayi, która ponadto nie ma zbyt wiele do zaoferowania, choć nam i tak wydała się dużo przyjemniejszym miastem niż Dżakarta. Zjedliśmy dobry obiad w przyfabrycznej restauracji, poszwendalismy się trochę po mieście i zapakowaliśmy się do pociągu.